Tradycją rodzinną w moim domu jest coroczne grzybobranie, na które wybieramy się w kilkadziesiąt osób. Staramy się chociaż kilka razy w roku iść do lasu z koszem, bądź reklamówką i postarać się wyszukać piękne okazy prawdziwków, w których to lubujemy się bardzo. Z racji, że lasy w mojej okolicy są bardzo bogate w grzybnie, nie muszę zbierać tych mniej szlachetnych grzybów i skupiam się przeważnie w 99% na prawdziwku. Nie jest on co prawda najlepszym grzybem pod kątem walorów smakowych, lecz nadaje się idealnie do wielu potraw i można go przyrządzić na dziesiątki różnych sposobów. Najczęściej marynujemy je w słoikach i cieszymy się ich pięknym wyglądem przez długi czas. Ogromną radość zimą daje wyciągnięcie takiego słoiczka, gdy przyjadą goście i poczęstowanie ich wszystkich. Prawie każda osoba, która może jeść te dary lasu, zachwyca się i jest powalona smakiem marynaty i całej zawartości słoika. Drugim sposobem na wykorzystanie tego, co uda nam się nazbierać, jest smażenie. Nie jest to niestety zbyt zdrowy sposób, gdyż jak dobrze wiemy powinniśmy jak najczęściej unikać smażenia czegokolwiek. Jednakże kilka razy w roku można sobie lekko pozwolić i jeśli uprawiamy jakiś sport, lub wiedziemy aktywny tryb życia, to nic nam po kilku smażonych grzybach nie będzie i dodatkowe kilogramy z pewnością tak łatwo się do nas nie przykleją. Kolejnym sposobem na wykorzystanie grzybów jest dodanie go do sałatek. Każdy z nas lubi raz na czas zrobić sobie przecież sałatkę warzywną, bądź gyrosa, a gdy dodamy do niej garść marynowanych prawdziwków, będą one stanowić ciekawy kontrast smakowy. Znajomi, bądź rodzina, których nie poinformujemy o tym co zawiera sałatka, będą bardzo zaskoczeni smakiem i z pewnością dopytają, czym jest ta pyszna i tajemnicza zawartość. Niestety trzeba także napisać o najmniej ciekawym aspekcie chodzenia po lesie i chęci znalezienia grzybów. W naszej rodzinie nie musimy nikomu opowiadać jak wygląda kleszcz, gdyż każdy z nas złapał go już co najmniej kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset razy w życiu i są one naszą niemałą zmorą. Szczerze mówiąc ja od kilku lat chodzę do lasu coraz mniej i pomimo tego, że uwielbiam raczyć się jego świeżym powietrzem i dostępem do natury, to obawiam się, czy po raz kolejny nie przyjdę i nie zobaczę na swoim ciele kilku kleszczy. Pomijając już fakt, że powodują one bardzo groźne choroby i przenoszą mnóstwo zarazków, to wywołują we mnie sporą frustrację. Potrafią się bowiem wbić się w miejscach intymnych, a także jakimś cudem przedostać się przez pelerynę i grube warstwy ubrań, które zakładam zawsze na siebie, gdy chcę ich uniknąć. Reasumując więc, bardzo lubię kontakt z naturą i chodzenie po lesie w celach relaksacyjnych, czy też bardziej aktywnych, gdy zabieram do lasu swój rower, ale owady, a przede wszystkim kleszcze, które z roku na rok są coraz bardziej groźne, spędzają mi sen z powiek i zabijają trochę euforię, jaka towarzyszy mi zawsze na wiosnę i w lecie, gdy pomyślę o tym że fajnie było by się wybrać do lasu.